środa, 16 stycznia 2013

ciekawostki o usa.

Na poczatku posta chcialabym przeprosic za moja nieobecnosc w zeszla srode i odpowiedziec na pewien wredny komentarz, ktory otrzymalam tylko dlatego ze nie bylo mnie tutaj tydzien temu. Brak posta spowodowany byl choroba mojej malej, piecioletniej dziewczynki. A. czula sie bardzo zle. Kaszlala, wymiotowala, miala goraczke, wiec musiala zostac w domu przez caly tydzien co rowniez laczylo sie z tym, ze moj rozklad dnia wygladal zupelnie inaczej i najzwyczajniej na swiecie nie mialam  w ogole czasu dla siebie. To dla mnie oczywiste, ze w takiej sytuacji (bardzo chore dziecko) nie bede siedziec przed komputerem i martwic sie o mojego bloga. Bycie au pair nie wiaze sie nie tylko z zabawa, podrozami, imprezami i wolnym czasem, ale chyba niestety nie wszyscy sa  stanie to zroumiec. Moja praca to duza odpowiedzialnosc. Chcialabym zaznaczyc, ze na pierwszym miejscu stawiam bezpieczenstwo dzieci, ktorymi sie opiekuje, jestem za nie odpowiedzialna. Dlatego tez nie bede na sile dodawac notek, kiedy po prostu nie moge, wybaczcie. Notka zaplanowana jest na kazda srode, ale zycie plata nam rozne psikusy i chyba kazda normalna osoba jest w stanie to zrozumiec. A jezeli nie, to trudno, zapraszam na inne blogi. Tyle w tej kwestii. A teraz przejdzmy do tematu :)

W tej notce chcialabym wymienic kilka rzeczy, ktore zaskoczyly mnie w stanach zjednoczonych.

1) Napiwki. Musisz dac napiwek, kazdej jednej osobie, ktora wykonuje dla ciebie jakas usluge. To nie tak jak w Polsce, ze to tylko twoja sprawa czy go dasz czy nie. Tutaj, jezeli nie zostawisz napiwku w wiekszosci przypadkow zostaniesz potraktowany jako "rude" albo "mean". Kelnerzy/kelnerki moga tu zarobic na prawde niezle pieniadze. :)

2) Bedac tutaj spotkalam sie z rzecza ktora mnie przerazila. Gotowe nalesniki kupowane w sklepie, przechowywane w zamrazalniku, tragedia.. moja koordynatorka karmila tym na sniadanie swoje dzieci.

3) Kazdy, doslownie kazdy mozliwy napoj mozecie dostac w sklepach w wersji light, 0 kalorii. Czy to cola, cola smakowa, dr. pepper, lemoniada, sprite, wszelakie soki i inne takie.

4) Na kazdym rogu powywieszane amerykanskie flagi. Bedac tutaj na pewno nigdy nie zapomnicie w jakim kraju przebywacie.

5) Ogromne samochody z automatycznymi skrzyniami biegu. WSZEDZIE. Ciezko uswiadczyc tu male auto. Kolejna rzecz to fakt ze w ameryce bez auta ani rusz. Gdziekolwiek chcesz sie dostac, jedziesz autem. Nastepna sprawa to dzieciaki za kierownica.. doslownie. :P

6) Wiekszosc amerykanskich nastolatek wyglada jak klony, a mianowicie : ogromna bluza/sweter, obcisle legginsy, a do tego uggsy lub inne "wielkie" buty. Wszystkie jak jeden maz. Czasam ida grupa 10 osobowa lecz niczym sie nie roznia, wszystkie identyczne :D

7) Amerykanie mowia sobie czesc, usmiechaja sie do ciebie na ulicy nawet jak sie nie znaja. Musze przyznac, ze to jest na prawde fajnie. Polskie ulice wygladaly zbyt ponuro porownujac do tego :)

8) Porcje jedzenia w restauracjach sa tak ogromne, ze nie da sie tego przejesc. Ja po przystawce wysiadam.

9) Okropny, ochydny, obrzydliwy chleb smakujacy jak chleb tostowy.

10) Swiatla drogowe nie sa tak jak w polsce po naszej stronie ulicy , ale po drugiej stronie, wiec bez problemu mozemy zobaczyc czy jest zielone, czerwone czy zolte. Pamietam, ze w Polsce sygnalizacja swietlna byla po tej samej stronie ulicy , po boku. Dodatkowo w USA mozna skrecac w prawo na czerwonym swietle. Rowniez nie trzeba wlaczac swiatel podczas dnia, dopiero gdy sie robi ciemno.


To by bylo na tyle. gdy cos sobie przypomne, to dopisze ;) tymczasem zmykam, do nastepnej srody  :)







środa, 2 stycznia 2013

christmas time, new years eve.

Witam wszystkich ponownie w kolejna srode. Tydzien temu zrobilam sobie male 'wakacje' w pisaniu bloga ze wgledu na to, ze moj rozklad dnia wygladal zupelnie inaczej z powodu przerwy swiatecnej, co laczy sie z tym ze dzieciaki nie mialy szkoly.  W tym tygodniu do was wracam :)

W czasie ferii swiatecznych pojechalismy z rodzinka na narty




Jak spedzilam swieta ? O dziwo, nie z moja host rodzinka. Spowodowane to bylo faktem ze sa oni pochodzenia iranskiego, swieta nie maja dla nich zbyt wielkiego znaczenia, wigilia polega na tym ze siedza przy stole, rozmawiaja, rozpakowuja pierwsza czesc prezentow i to by bylo na tyle. Zero potraw wigilijnych, rodzinnej atmosfery, oplatku... dlatego tez swieta postanowilam spedzic z moim chlopakiem :)

Pojechalismy na CAPE COD do ogromnego domu jego cioci. Zdjecia jednej z plaz na cape cod :



hihihihihi


Bylo tam chyba z 20-30 osob, strasznie glosno i tloczno. Ze wzgledu na to ze maja oni korzenie wloskie ( i oczywiscie POLSKIE TEZ :D:D) wszystkie potrawy powiazane byly z ta kultura : makarony, owoce morza i tak dalej.  Po kolacji przyszedl czas na prezenty. Wrylo mnie, gdy wywolano moje imie... dostalam prezenty od jego rodziny. To na prawde mile z ich strony, zupelnie sie tego nie spodziewalam....



A co jesli chodzi o sylwestra ? Niestety NY nie wypalil, nie moglismy znalezc miejsca w zadnym hotelu, ten okres roku w NY to na prawde szalenstwo. Jednak mielismy rownie dobra alternatywe, a mianowicie... kolacja w boston downtown, a nastepnie pokaz BLUE MAN GROUP.




Nigdy  w zyciu nie widzialam czegos takiego!!! Usmialam sie niesamowicie :) Ciezko opisac mi na czym to polegalo, poniewaz robili bardzo dziwne i niespotykane rzeczy.






Moje plany na najblizsze posty to room tour, notka o tym co robie podczas czasu wolnego, to co zaskoczylo mnie w ameryce. Jezeli macie jakies pomysly to smialo piszcie.

Do nastepnej srody!

środa, 19 grudnia 2012

środa, 12 grudnia 2012

Daily shedule.

Witam wszystkich ponownie, nadeszla sroda a wiec czas na nowego posta.

Dzisiejszy temat to DAILY SCHEDULE czyli moj plan dnia i obowiazki. Zaznacze, ze tutaj w Bostonie mam o wiele wiecej obowiazkow niz w Houston, a mimo wszystko czas mija mi znacznie szybciej i mam wiekszy "fun" pracujac. To za sprawa tego, ze ciagle jestem zajeta, dzieciaczki kazdego dnia maja jakies zajecia wiec nie siedzimy bezczynnie w domu tylko ciagle cos robimy.

6:30 Pobudka, wyprowadzenie psa na spacer.
Kazdego dnia z wlasnej woli zgodzilam sie na wyprowadzanie szczeniaczka na dwor, zeby zalatwil swoj biznes. Moja rodzinka kupila mala, biala kulke, jego rasa to Maltese, a imie Lucky. Osobiscie strasznie nie lubie tego psa, non stop szczeka i mnie denerwuje, hahaha :)

6:40 prysznic i przygotowanie sie do dnia pracy.

7:00 A(5)  i A(7) schodza na dol i wtedy zaczynam pracowac. Pierwszym obowiazkiem jest przygotowanie sniadania. Zwykle jedza nalesniki z syropem klonowym lub miodem, od czasu do czasu platki z mlekiem, lub jajecznice. Nastepnie sprawdzamy pogode, wybieramy ubrania, ubieramy sie, szczotkujemy zeby. Potem kazde z nich musi pograc na pianie minimum 10 minut. Gdy juz wypelnia wszystkie swoje obowiazki, pozwalam im usiasc na chwile przed telewizorem, wtedy ja mam czas na przygotowanie lunchu i przekasek do szkoly.

8:05 Pod pod podjezdza amerykanski, zolty bus jak z filmow :) i zabiera dzieciaczki do szkoly.

8:05-10.00 Moim obowiazkiem jest ogarniecie naczyn po sniadaniu, zaladowanie zmywarki, ogarniecie kuchni, wszystkich zabawek i ciuchow po dzieciach, zrobienie prania. Od czasu do czasu musze sprzatnac ich pokoje i poodkurzac. Zapuszczam sobie muzyczke na fullllll i robie wszystko jak najszybciej tylko moge, zeby miec to z glowy.

10.00-15.00 czas wolny. Mam do dyspozycji wlasne auto, moge robic co mi sie zywnie podoba.

15.10 Pod dom podjezdza zolty bus, dzieci wracaja ze szkoly. Przygotowuje dla nich lunch, zwykle sa to chicken nuggets, hamburger, ryz lub makaron. Potem pomagam im w pracy domowej. Nastepnie zaczynamy szykowac sie na zajecia pozalekcyjne. Poniedzialek - karate, wtorek- russian maths, sroda - szachy, gimnstyka artystyczna/parkour, czwartek robotics (?!:D) i balet, piatek - karate, pianino.

Zwykle jestesmy w domu okolo 5,6 czasami 7 i wtedy jestem zobowiazana do przygotowania kolacji. Zawsze jest to losos z oliwa z oliwek i sokiem z limonki. :D Wieczorem wracaja hosci, wtedy siedzimy w kuchni i rozmawiamy, wyglupiamy sie z dziecmi, milo spedzamy czas.

20.00/21.00 JESTEM WOLNAAAAAAAAAA! :)

p.s Ten post bedzie jeszcze uaktualniony. Na dniach dodam zdjecia, nie jestem w stanie zrobic tego teraz poniewaz mam problemy z polaczeniem internetowym.


Do nastepnej srody!

środa, 5 grudnia 2012

Love story :)

Witam! Tak jak obiecalam - nowy post w kazda srode :) Kilka z was pytalo mnie jak to sie stalo ze poznalam tutaj kogos... Wiec natchneliscie mnie do tej notki. Krotko mowiac dzisiejszy post to HISTORIA MILOSNA, LOVE STORY IN BOSTON. HAHAHAHA :)

Historia dosyc ciekawa, mozna powiedziec, ze jak z filmu. Przynajmniej dla mnie. Mianowicie pewnego dnia moja hostka zaskoczyla mnie telefonem podczas mojego czasu wolnego. Bylam wtedy na silowni. Poprosila mnie zebym wrocila do domu i otworzyla dom ludziom od "landscape company", ktorzy cos tam maja u nas zrobic. . Nie za bardzo zrozumialam o co chodzi, no ale pojechalam do domu. Siedze sobie, siedze i nagle slysze pukanie do drzwi. Zaznaczmy, ze wygladalam TRAGICZNIE. Prosto po silowni, nieogarnieta, zmeczona.. Otwieram drzwi a moim oczom ukazuje sie mega przystojny i uroczy chlopak. Troche mnie wrylo, nie moglam wydusic  z siebie slowa. Zapytal sie, czy moze wejsc i wykonac swoja robote. Zdolalam powiedziec jedynie " yyyyy....yaaaaaaaa, suuuure" . Gdy juz zrobil to co mial zrobic i juz mial wychodzic, zatrzymal sie i zapytal " Are you from europe? I love your accent." I tak sie wszystko zaczelo... hahahaha. Widzialam, ze nie chcial wyjsc. Widzialam, ze chcial zapytac o moj numer, ale sie bal. Podtrzymywalismy konwersacje , ale po kilku minutach stwierdzilam, ze chyba jednak nie chce mojego numeru wiec glupia powiedzialam " okay. I think that you have to go right know". Nawet nie wiecie, jak bylam na siebie wsciekla po tym. Rozpaczalam moim kolezankom, mowilam ze juz nigdy w zyciu go nie zobacze.. ale wtedy przypomnialam sobie, ze jego firma dwonila do mnie 15 min przed tym jak weszlam do domu, zeby upewnic sie ze im otworze drzwi. YAAAAAAAAAAAAAAAAAY! Bez chwili zastanowienia zaczelam pisac sms-y z numerem, z ktorego do mnie dzwonili.  Mialam dziwne wrazenie ze on nie chce sie ze mna spotkac i w cale nie jest zainteresowany. Wydawalo mi sie, ze rozmawiam z Mike'm , ale.....

Kilka dni pozniej dzwoni do mnie telefon.  " Hi. That's Mike. How are you doing? I just wanted to let you know that I've just got your number from my boss. You were texting with him."

Myslalam ze ZAPADNE SIE POD ZIEMIE. PISALAM SMS-Y Z JEGO SZEFEM, HAHAHAHA. CO PRAWDA NIE ZA WIELE, ALE .... i tak masakra! :)

Okazalo sie ze szefunio powiedzial mu od razu z rana, ze ma numer au pair ktora poznal i jezeli chce go dostac to musi krotko mowiac ciezko zapitalac caly dzien :) Tak tez zrobil. Po calym dniu pracy wreszcie dostal moj numer i do mnie zadzwonil. Widzielismy sie dwa dni pozniej....


A teraz minely dwa miesiace i musze powiedziec, ze jest wspaniale. Jedziemy na sylwestra do Nowego Jorku.

To nasza ulubiona piosenka. Ma ona dla mnie ogromne znaczenie. Gdy ja slysze, od razu kojarzy mi sie z nim <3 p="p">


To by bylo na tyle.

Do nastepnej srody.

Dajcie propozycje notek, jakie moge napisac :)




środa, 28 listopada 2012

I'm so sorry!

Witajcie!

Tak, wiem.... Notke rozpoczne bardzo banalnie, ale po prostu musze to napisac. STRASZNIE PRZEPRASZAM ZA MOJA NIEOBECNOSC. OBIECUJE POPRAWE. Brak notek spowodowany byl najzwyczajniej brakiem czasu. Tym z czym problem ma kazda au-pair.

 Gdy juz dostaje chwile wolnego poswiecam ja na odpoczynek, zakupy lub spotkanie z przyjaciolmi. Dodatkowo tyle sie dzialo, ze z tygodnia na tydzien mialam coraz to wieksze zaleglosci w pisaniu i potem ciezko bylo zmusic sie do opisania tego wszystkiego na blogu. Potrzebowalam czasu na zaklimatyzowanie sie w nowym srodowisku, obeznanie z nowym miejscem i rodzinka.

Teraz moge smialo powiedziec, ze jestem w pelni zaklimatyzowana, czuje sie tu swobodnie i przede wszystkim bardzo dobrze. Dzieciaczki sprawuja sie znakomicie. Wypracowalam sobie wlasny system opieki nad nimi, wiec nie mam zadnych wiekszych problemow z ich ogarnieciem, co na poczatku sie zdarzalo, nie powiem... Teraz juz je bardzo dobrze znam. Smialo moge powiedziec, ze A(5) i A(7) mnie uwielbiaja :). Potrafia policzyc po polsku do trzech, powiedziec czesc, mama, tata, pies, kot, kocham cie, dobranoc, zaspiewac cale wlazl kotek na plotek ;-) jest DOBRZE!

Przez te dwa miesiace pobytu u mojej rodzinki dzialo sie masakrycznie duzo. Poznalam pelno nowych znajomych i czlonkow rodziny. rodzinka co chwila mnie gdzies zabierala, pokazywala pelno ciekawych miejsc. w ogole nie ma porownania z HOUSTON. To bylo jedno wielkie pieklo, z ktorego na szczescie udalo mi sie uciec.

Chyba zostane tutaj dluzej niz dwa lata...a dlaczego?

 Zaproponowali mi studia po programie au pair. Bylam po prostu  szoku. Chca zebym zostala z nimi dluzej, mog zaplacic za moj uniwersytet. MIEJMY NADZIEJE, ZE SIE NIE ROZMYSLA. TRZYMAJCIE KCIUKI! :D

Co lepsza poznalam tutaj kogos i powiem wam, ze na prawde go lubie. Spotykamy sie od 1,5 miesiaca, jest wspaniale :) amerykanin.

Moim nowym postanowieniem jest pisanie notek w kazda srode, gdyz mam taka mozliwosc. Co tydzien woze moje dzieciaczki na gimnastyke i parkur. Gdy sa na zajeciach mam wtedy ok 2 godziny wolnego, wiec moge wziac ze soba laptopa i pisac notki. W takim razie w kazda srode mozecie spodziewac sie nowego posta. :)

Do uslyszenia. Jezcze raz przepraszam i OBIECUJE POPRAWE.

Ania




piątek, 28 września 2012

W zwiazku z moja wczorajsza obietnica dodaje nowa notke. Od razu uprzedam, bedzie ona krotka, zwiezla i na temat. A wiec.... tak. ZDECYDOWALAM SIE NA RE-MATCH.

Atmosfera w mojej poprzedniej rodzince byla chora, hosci okazali sie totalnymi bzikami.  W domu odkrylam kamery. Zadzwonilam do koordynatorki, wspomnialam jeszcze o kilku innych rzeczach, powiedziala mi zebym sie pakowala i ze jeszcze tego samego dnia mnie odbierze. Tak tez bylo. W piatek poznym wieczorem otworzyli mi room, a w poniedzialek zmatchowalam sie juz z rodzinka. Przez 3 dni mialam na profilu 5 rodzinek wiec nie bylo w cale az tak zle jak na re-match. Nie bylam w ogole przekonana do mojej rodziny, ale cos musialam wybrac, wiec wybralam. BYLA TO NAJLEPSZA DECYZJA MOJEGO ZYCIA.  JESTEM NAJSZCZESLIWSZA OSOBA POD SLONCEM! ;-)

Aktualnie mieszkam w Bostonie, a dokladniej na jego obrzezach. Opiekuje sie dwojka dzieci - piecioletnia dziewczynka i siedmioletnim chlopcem. Dzieci sa po prostu CUDOWNE. Zero problemow z wychowaniem. Plan dnia jest bardzo napiety, mam sporo do roboty co mi sie bardzo podoba. Duza czesc mojej pracy to jazda samochodem wiec jestem w siodmym niebie. Dzieci chodza na karate, parkur, gimnastyke, balet, matematyke, pianino wiec co chwila poznaje nowych ludzi gdy je przyprowadzam na zajecia.

Moja rodzinka pochodzi z Iranu. Rodzice przeprowadzili sie do USA juz sporo lat temu, a dzieci sie tutaj urodzily. Jedyny minus jaki widze to ich akcent - czuje sie jakbym cofnela sie w angielskim. W Houston z dnia na dzien bylo coraz to lepiej, na prawde chlonelam akcent i jezyk niesamowicie. Ale to nie jest az tak wazne. Wazne jest to ze tutaj czuje sie bezpiecznie i mega dobrze, po prostu jak czlonek rodziny. KOCHAM MOJA HOST RODZINKE!!! Oni sa wspaniali!

Jestem tu tylko od srody, a zwiedzilam juz tyle miejsc, poznalam tyle ludzi, wyjezdzilam tyle mil samochodem ze szok! Hosci zabieraja mnie do swoich znajomych, rodziny, na miasto. Dzisiaj bylismy na kolacji u brata hostki, jedlismy wspaniale iranskie potrawy, rozmawialismy, ogladalismy x-factora :-)

A i jeszcze jedno... mam wlasne, piekne, ogromne auto do uzytku osobistego :D ! I przytulny, duzy pokoj z wlasnym tarasem i kominkiem. ;-) zyc nie umierac!

JESTEM BARDZO SZCZESLIWA!!!